RZUTZA3.PL KOSZKADRATAK-POLSKA-GRALA-NA-POPRZEDNICH-EUROBASKETACH-SUKCESY-I-PORAZKI

Tak Polska grała na poprzednich EuroBasketach – sukcesy i porażki

4 dni temu
fot. fiba.basketball

Już za kilka dni startuje EuroBasket to dla reprezentacji Polski i całego środowiska duża szansa zwłaszcza, że impreza będzie rozgrywana przed własną publicznością w Katowicach. A jak to wyglądało dawniej? Historia występów reprezentacji Polski na EuroBasketach to typowa sinusoida, która sporo mówi o kondycji naszej kadry i zmianach jakie zaszły w europejskiej koszykówce.

Obiecujący start

Jeszcze przed wojną nasi koszykarze potrafili o sobie przypomnieć. Kto dziś pamięta, że w Berlinie w 1936 roku byli o krok od medalu olimpijskiego? Czwarte miejsce niby nic, a jednak ogromne osiągnięcie jak na tamte czasy. Rok później, z Walentym Kłyszejką na ławce, kadra pojechała na mistrzostwa Europy i znów skończyło się podobnie. Blisko, ale bez podium. Dopiero Kowno w 1939 roku, przyniosło brąz. I wtedy historia brutalnie się przerwała wojna zamknęła ten rozdział. A jednak wspomnienie tamtej drużyny nie zniknęło. Dla wielu kibiców to był dowód, że Polska może grać jak równy z równym.

fot. Getty Images

Złota dekada: lata 60 zmieniły wszystko

W latach 60 reprezentacja Polski szybko zbudowała reputację zespołu, z którym trzeba się liczyć w całej Europie. Srebro w 1963 roku i brązy w 1965 oraz 1967 nie były zbiegiem okoliczności. Złożyły się na to dwa filary budowy zespołu czyli pokolenie urodzone tuż po wojnie, które wchodziło w dorosły sport z dużo lepszym przygotowaniem ogólnym i nawykami treningowymi niż ich poprzednicy. Wpływ na to też miało stabilne, wymagające szkolenie w klubach ligowych (Legia Warszawa, Wisła Kraków, Śląsk Wrocław), gdzie rytm sezonu i coraz częstsze kontakty międzynarodowe podnosiły poziom zawodników.

Za te wyniki odpowiedzialny był selekcjoner reprezentacji Polski Witold Zagórski. Był to trener, który był zwolennikiem jasnych ról i przemyślanej rotacji. ,,Złota dekada'' miała swoich bohaterów byli to m.in Mieczysław Łopatka i Bohdan Likszo, dawali oni reprezentacji Polski duży zestaw atutów. Obok nich pracowali zawodnicy ,,zadaniowi'' twardzi w obronie, czytający grę, którzy akceptowali mniejsze minuty, ale w kluczowych momentach gdy spotkania były na styku robili swoją robotę. Ta rotacja była zdolna przetrwać przestoje i kończyć mecze na własnych warunkach.

Idealnym podsumowaniem tej kadry był EuroBasket w 1963 rozgrywany w legendarnej Hali Ludowej (dziś Stulecia). To był turniej w którym ułożyło się dosłownie wszystko. Od atutu własnego parkietu po dojrzałość zespołu. Reprezentacja Polski Witolda Zagórskiego musiała uznać wyższość ZSRR w finałach, ale osiągnęła tym samym swój największy sukces w historii mowa tu oczywiście o srebrnym medalu. Dwa lata później w Moskwie reprezentacja Polski zdobyła brązowy medal. A medal numer trzy w 1967 roku w tej dekadzie była prawdziwą pieczęcią na statusie całej europejskiej czołówki. Reprezentacja Polski była zespołem dojrzałym osiągającym wielkie sukcesy. Rotacja doświadczonych 8-10 graczy z jasno rozpisanymi rolami w tamtych czasach była strzałem w dziesiątkę. Na sukcesy w tej dekadzie złożyły się trzy czynniki. Po pierwsze ciągłość personalna i trenerska, kręgosłup drużyny grał ze sobą latami a trener od lat trzymał nad tym pieczę. Po drugie liga, rywalizacja w czołowych klubach podnosiła jakość techniczną i taktyczną. I po trzecie najważniejsze czyli kultura szatni, zrozumiała hierarchia i akceptacja swoich ról. To nie był żaden zlepek talentów, to był prawdziwy zespół. W tamtych latach widać było także na pewno rozwój szkół z Bałkanów oraz rosnąca siła ZSRR i państw bałtyckich. Na tym całym tle Polska nie miała łatwej ścieżki a mimo to osiągnęła wtedy najwięcej w swojej historii. ,,Złota dekada'' to wzorzec jak powinno się budować kadrę, mowa tu o stabilności i jasnych rolach. Jeśli dzisiejsza kadra szuka mapy drogowej na przyszłość, najlepszą nawigacją wciąż są wnioski ze „złotej dekady”.

fot. T. Prażmowski/MSiT/FORUM

Długi marsz przez lata 70-90 między ambicją a rzeczywistością

Po 1971 roku skończyła się epoka regularnych medali. Przez następne dwie dekady kadra raz bywała blisko ósemki, innym razem w ogóle nie dojeżdżała do turniejów finałowych. Zmieniło się wiele od systemu rozgrywek po poziom rywali. Nastąpiło zderzenie z profesjonalizującą się koszykówką Zachodu i wschodzącą siłą Bałkanów sprawiło to, że Polsce coraz trudniej było utrzymać się w ścisłej czołówce.

EuroBasket 2009 w Polsce - wielkie święto koszykówki, lekki niedosyt

We wrześniu w 2009 roku oczy europejskiego basketu były zwrócone tylko i wyłącznie na Polskę. Siedem miast, 16 reprezentacji i 54 mecze. Reprezentacja Polski dobrze weszła w ten turniej. Biało-czerwoni rozgrywali swoje spotkania w grupie D we Wrocławiu i zaczęli z bilansem 2-1. Taki bilans dał awans do kolejnej rundy kwalifikacyjnej. Później w grupie F w Łodzi Polacy mieli już rywali, jednak z absolutnego topu i po przeniesieniu bilansu z pierwszej fazy nie zdołali ukraść ani jednego zwycięstwa. Brak wygranej w Łodzi zamknął drogę do ćwierćfinału i ostatecznie reprezentacja zajęła 9 miejsce w klasyfikacji generalnej. Indywidualnie polscy liderzy zostawili mocny po sobie ślad. Marcin Gortat był najlepiej zbierającym całego EuroBasketu (10,8 zb./mecz), a David Logan znalazł się w czołówce strzelców (15,5 pkt) i asystujących (4,5),

Co zapamiętaliśmy z poprzedniej polskiej edycji? Przede wszystkim skalę przedsięwzięcia bo rzadko który EuroBasket gra się w tylu miastach. Zapamiętaliśmy na pewno mocny start kadry wygrane z Bułgarią i szczególnie z Litwą rozgrzały nastroje, ale druga faza zweryfikowała różnicę do ścisłej czołówki. Sportowo był lekki niedosyt turniej bo nie udało się dotrzeć do ćwierćfinału. Wizerunkowo był to na pewno sukces organizacyjny, który pokazał, że polskie hale i miasta potrafią unieść imprezę rangi mistrzowskiej.

A po EuroBaskecie w 2009 roku były kolejne mniej spektakularne turnieje:

2011 EuroBasket na Litwie

Grupa A bilans 2-3

17 miejsce w klasyfikacji końcowej

2013 EuroBasket w Słowenii

Grupa C bilans 1-4

21 miejsce w klasyfikacji końcowej

2015 EuroBasket w Chorwacji, Francja, Łotwa, Niemcy

Grupa A bilans 3-2

1/8 finału porażka przeciwko Hiszpanii 66-80

11 miejsce w klasyfikacji końcowej

2017 EuroBasket we Finlandii, Izraelu, Rumunii, Turcji

Grupa A bilans 1-4

18 miejsce w klasyfikacji końcowej

EuroBasket 2022 - zaskoczenie i euforia

We wrześniu 2022 roku reprezentacja Polski przeżyła swoje najpiękniejsze tygodnie od pół wieku. Wygrana ze Słowenią Luki Doncica, półfinał mistrzostw Europy po raz pierwszy od 1971 roku i ostatecznie czwarte miejsce to historia, która na nowo rozbudziła w kraju wiarę w kadrę. Za tym sukcesem stały: odważne decyzje Igora Milicica, liderstwo Mateusza Ponitki, zimna krew A.J. Slaughtera, „dwutorowość” Michała Sokołowskiego oraz dojrzewający Olek Balcerowski.

Jesienią 2021 roku kadrę przejął Igor Milicic, budując wokół niej proste, ale konsekwentne zasady. To on „przewietrzył” rotację, odważył się iść w trochę inną stronę. Efekt? Zespół, który w Berlinie potrafił wygrać mecz nie tylko talentem, ale i planem. Polska trafiła do grupy D. Start był wzorcowy 99-84 z Czechami przy 49 punktach duetu Ponitka - Slaughter i ponad 11 tys. widzów uciszonych w O2 Arenie. Dzień później kubeł zimnej wody od Finlandii (59-89). Potem kluczowa odpowiedź: 85-76 z Izraelem i wreszcie zwycięstwo dające awans 75-69 z Holandią. Na koniec grupa zweryfikowała pozycję siły: 69-96 z Serbią. Trzy wygrane, trzecie miejsce i bilet do Berlina. W ćwierćfinale reprezentacji Polski pokonała reprezentację Ukrainy 94-86. Był to jeden z najtrudniejszych mentalnie mecz turnieju, bo grany „na zero-jedynkowość”.

Ćwierćfinał ze Słowenią - meczem dekady

Reprezentacja Polski pokonała reprezentację Słowenii 90-87. Zapamiętamy na pewno 20 punktów przewagi do przerwy, huragan Słoweńców po wyjściu z szatni oraz dramatyczna końcówka spotkania i historyczny triple-double Mateusza Ponitki (26 pkt, 16 zb, 10 as.). Kluczem do zwycięstwa na pewno była zmienność krycia Luki Doncica, agresja na liniach podań oraz cierpliwość w ataku. To zwycięstwo otworzyło Polsce drzwi do strefy medalowej po raz pierwszy od 1971 roku i wywołało autentyczną euforię. W półfinale w meczu z reprezentacją Francji widać było prawdziwą różnicę klas obydwu zespołów 95-54. Różnica atletyzmu i długości składu rywala odsłoniła ograniczenia kadry po dwuipółtygodniowym maratonie. W meczu o brąz ulegliśmy Niemcom 82-69. Ambitny pościg w trzeciej i czwartej kwarcie nie wystarczył przeciwko gospodarzom z Dennisem Schröderem i świetnie rozstawionym strzelcom. Czwarte miejsce na Mistrzostwach Europy mimo goryczy ostatnich dni pozostaje rezultatem epokowym. Reprezentacja Polski nie miała głębokiej rotacji ani gwiazdy z NBA. Miała jednak swoją tożsamość, swój charakter i odwagę. Ta mieszanka pozwoliła przeskoczyć sufit, który przez lata wydawał się z betonu.

Co nam dały ostatnie EuroBaskety i co Polsce może dać EuroBasket 2025 w katowickim Spodku

Od roli gospodarza bez ćwierćfinału w 2009 roku, przez sinusoidę lat 2011–2017, po sensacyjny półfinał w 2022 reprezentacja Polski przerobiła cały wachlarz turniejowych doświadczeń. Teraz znów gramy u siebie, Spodek będzie areną grupy D. Co realnie może nam przynieść ten turniej? Papierowi faworyci to Francja i Słowenia. Izrael i Belgia to rywale „na styku”, od których bardzo często zależy układ miejsc 3-4. Islandia wraca po przerwie i będzie underdogiem, ale zdążyła udowodnić, że potrafi kąsać. Cel minimum dla Polski jest klarowny: awans do TOP4 w grupie i bilet do Rygi. Już mecz otwarcia ze Słowenią (28.08) dostarcza narracji o rewanżu za ćwierćfinał 2022 i może nadać ton całemu tygodniowi. W 2022 r. Polska wygrała sercem i dyscypliną, teraz może dołożyć do tego efekt Spodka. Powrót do rozgrywania turnieju w Polsce po 2009 roku to swego rodzaju sentyment i chęć „dokończenia roboty” sprzed szesnastu lat.

EuroBasket 2025 w Katowicach to dla polskiej koszykówki test dojrzałości po 2022 roku i szansa na długofalowy efekt. Sportowo powinniśmy celować w ćwierćfinał jako realny cel. Jeśli połączymy dyscyplinę taktyczną, liderstwo Ponitki, kreację Jordana Loyda i fizyczność rotacji możemy wyjść z grupy z przytupem i jechać do Rygi nie po „udział”, tylko po kolejny rozdział pozytywnej historii.