RZUTZA3.PL NBANBA-CHRISTMAS-DAY-2025

NBA Christmas Day 2025!

4 dni temu
fot: NBA

25 grudnia to nie tylko dzień w którym świętujemy Boże Narodzenie. To również jeden z najlepszych dni w sezonie dla fanów koszykówki. Topowe, medialne drużyny jak zwykle zagrają nam do ciasta przy kawie, a całość być może skończy się gdy większość z nas będzie powoli budzić się w nowym poranku. Zapraszam na omówienie NBA Christmas Day 2025!

Cleveland Cavaliers 124:126 New York Knics

Cleveland Cavaliers 124:126 New York Knics

fot: NBA

Świąteczne emocje otworzył Jarrett Allen, trafiając jeden z dwóch rzutów osobistych. Cavs dołożyli jeszcze 4 oczka, a w tym samym czasie KAT złapał dwa faule, czym posadził się na ławce. Knicks na początku mieli duży problem z kreacją, co przełożyło się na wynik. Blisko pięć minut gry za nami, a na tablicy było już 16:3 dla Cleveland. Lekkie przebudzenie gospodarzy nastąpiło dopiero gdy Brunson trafił za trzy, był faulowany (podniesiony do flagrant 1), wykorzystał osobisty, a zyskane posiadanie zamienili na dwa punkty. W końcówce kwarty, to jednak Kawelrzyści byli nie do zatrzymania w ataku - skuteczni zza łuku, na linii czy w pomalowanym. Łącznie 13 trafionych rzutów z 19 prób. Po otwierającej części mieliśmy więc wysokie prowadzenie Cavs, 38:23.Drugą kwartę idealnie zaczęli gospodarze, dla których Clarkson trafił dwie szybkie trójki. W odpowiedzi za trzy rzucił Bryant, jednak potem run 16:0 zaliczyła drużyna z Nowego Jorku, wychodzą na czteropunktowe prowadzenie w połowie kwarty. Co ciekawe, przez 6 minut 2Q Knicks zmusili rywali do aż 8 strat! W dalszym fragmencie meczu koszykarze Cavs wrócili jednak do dobrej gry, będąc prowadzeni przez Mobley'a. Akcje kosz za kosz wypełniły nam czas do przerwy, na którą schodziliśmy przy wyniku: NYK 60:58 CLE.Podobnie jak w pierwszej kwarcie, tak i po zmianie stron to Cleveland rozpoczęło z przytupem. Run 10:3 spowodował wzięcie czasu przez Mike'a Browna. Knicks jednak bardzo sprawnie dogonili oponentów wyrównując stan spotkania, ale kilka chwil potem, w odpowiedzi Cavs zanotowali run 7:0. Kolejne akcje, aż do końca kwarty, przyniosły nam natomiast mozolne powiększanie przewagi Kawalerzystów, która oscylowała w granicy dwucyfrowej. Dobrze w tym okresie prezentował się Jaylon Tyson (11 punktów w kwarcie) Ostatecznie po 3Q Cleveland byli +12, przy stanie meczu 96:84.Ostatnia część spotkania toczyła się od początku pod dyktando Cavs, którzy skutecznie utrzymywali ponad 10 oczek przewagi, dzięki przyzwoitej ofensywie. Po nieco ponad czterech minutach przy wyniku 107:95 do szatni musiał zejść Hart, który prawdopodobnie skręcił sobie kostkę. I można powiedzieć że był to swego rodzaju punkt zwrotny w meczu. Chwilę później Brunson celną trójką zmniejszył stratę do 9 punktów. Następnie skutecznie zagrali w ofensywie, wygrali jump-ball, a za trzy trafił Kolek. W Madison Square Garden momentalnie zrobiło się bardzo głośno. Na chwilę kibiców uciszył Mitchell dorzucając dwa oczka, jednak potem wybuchła wrzawa po celnym rzucie zza łuku w wykonaniu Clarskona. 5 minut do końca i tylko 5 punktów różnicy - mieliśmy zatem crunchtime. 75 sekund potem mieliśmy już remis po 113! Do ostatniej minuty graliśmy kosz za kosz a Knicks prowadzili 121:119. Kolejną akcję wybroniła drużyna Nowego Jorku, a swoje dwa punkty dorzucił Towns. 30 sekund do końca i NYK byli +4. Odpowiedział wsadem Mitchell, jednak potem koszykarzą Cavs nie udało się zfaulować, a łatwe punkty spod kosza zdobył Anunoby. Przerwa na żądanie, +4 na tablicy, 12,4 sekundy do końca. Mitchell wziął piłkę w swoje ręce, jednak nie trafił zza łuku. Zbiórka Robinsona, który był faulowany, jednak spudłował oba osobiste. Cleveland sunie z atakiem i Mitchell tym razem skutecznie za trzy! 125:124 i 2,4 sekundy na zegarze. Po timeoucie, faulowany był KAT. Trafił pierwszy, jednak drugi był niecelny. Donovan Mitchell zebrał piłkę i spróbował być bohaterem rzucając z własnej połowy. Nie miał szczęścia i nie trafił, tym samym kończąc tę emocjonującą końcówkę oraz bardzo ciekawy ofensywny mecz!Box Score:CLE 124:Donovan Mitchell: 34 PTS / 7 REB / 6 AST / 4 STLDarius Garland: 20 PTS / 10 ASTNYK 126:Jalen Brunson: 34 PTS / 4 ASTJordan Clarkson: 25 PTS / 3 STL

Świąteczne emocje otworzył Jarrett Allen, trafiając jeden z dwóch rzutów osobistych. Cavs dołożyli jeszcze 4 oczka, a w tym samym czasie KAT złapał dwa faule, czym posadził się na ławce. Knicks na początku mieli duży problem z kreacją, co przełożyło się na wynik. Blisko pięć minut gry za nami, a na tablicy było już 16:3 dla Cleveland. Lekkie przebudzenie gospodarzy nastąpiło dopiero gdy Brunson trafił za trzy, był faulowany (podniesiony do flagrant 1), wykorzystał osobisty, a zyskane posiadanie zamienili na dwa punkty. W końcówce kwarty, to jednak Kawelrzyści byli nie do zatrzymania w ataku - skuteczni zza łuku, na linii czy w pomalowanym. Łącznie 13 trafionych rzutów z 19 prób. Po otwierającej części mieliśmy więc wysokie prowadzenie Cavs, 38:23.

Drugą kwartę idealnie zaczęli gospodarze, dla których Clarkson trafił dwie szybkie trójki. W odpowiedzi za trzy rzucił Bryant, jednak potem run 16:0 zaliczyła drużyna z Nowego Jorku, wychodzą na czteropunktowe prowadzenie w połowie kwarty. Co ciekawe, przez 6 minut 2Q Knicks zmusili rywali do aż 8 strat! W dalszym fragmencie meczu koszykarze Cavs wrócili jednak do dobrej gry, będąc prowadzeni przez Mobley'a. Akcje kosz za kosz wypełniły nam czas do przerwy, na którą schodziliśmy przy wyniku: NYK 60:58 CLE.

Podobnie jak w pierwszej kwarcie, tak i po zmianie stron to Cleveland rozpoczęło z przytupem. Run 10:3 spowodował wzięcie czasu przez Mike'a Browna. Knicks jednak bardzo sprawnie dogonili oponentów wyrównując stan spotkania, ale kilka chwil potem, w odpowiedzi Cavs zanotowali run 7:0. Kolejne akcje, aż do końca kwarty, przyniosły nam natomiast mozolne powiększanie przewagi Kawalerzystów, która oscylowała w granicy dwucyfrowej. Dobrze w tym okresie prezentował się Jaylon Tyson (11 punktów w kwarcie) Ostatecznie po 3Q Cleveland byli +12, przy stanie meczu 96:84.

Ostatnia część spotkania toczyła się od początku pod dyktando Cavs, którzy skutecznie utrzymywali ponad 10 oczek przewagi, dzięki przyzwoitej ofensywie. Po nieco ponad czterech minutach przy wyniku 107:95 do szatni musiał zejść Hart, który prawdopodobnie skręcił sobie kostkę. I można powiedzieć że był to swego rodzaju punkt zwrotny w meczu. Chwilę później Brunson celną trójką zmniejszył stratę do 9 punktów. Następnie skutecznie zagrali w ofensywie, wygrali jump-ball, a za trzy trafił Kolek. W Madison Square Garden momentalnie zrobiło się bardzo głośno. Na chwilę kibiców uciszył Mitchell dorzucając dwa oczka, jednak potem wybuchła wrzawa po celnym rzucie zza łuku w wykonaniu Clarskona. 5 minut do końca i tylko 5 punktów różnicy - mieliśmy zatem crunchtime. 75 sekund potem mieliśmy już remis po 113! Do ostatniej minuty graliśmy kosz za kosz a Knicks prowadzili 121:119. Kolejną akcję wybroniła drużyna Nowego Jorku, a swoje dwa punkty dorzucił Towns. 30 sekund do końca i NYK byli +4. Odpowiedział wsadem Mitchell, jednak potem koszykarzą Cavs nie udało się zfaulować, a łatwe punkty spod kosza zdobył Anunoby. Przerwa na żądanie, +4 na tablicy, 12,4 sekundy do końca. Mitchell wziął piłkę w swoje ręce, jednak nie trafił zza łuku. Zbiórka Robinsona, który był faulowany, jednak spudłował oba osobiste. Cleveland sunie z atakiem i Mitchell tym razem skutecznie za trzy! 125:124 i 2,4 sekundy na zegarze. Po timeoucie, faulowany był KAT. Trafił pierwszy, jednak drugi był niecelny. Donovan Mitchell zebrał piłkę i spróbował być bohaterem rzucając z własnej połowy. Nie miał szczęścia i nie trafił, tym samym kończąc tę emocjonującą końcówkę oraz bardzo ciekawy ofensywny mecz!

Box Score:

CLE 124:

Donovan Mitchell: 34 PTS / 7 REB / 6 AST / 4 STL

Darius Garland: 20 PTS / 10 AST

NYK 126:

Jalen Brunson: 34 PTS / 4 AST

Jordan Clarkson: 25 PTS / 3 STL

San Antonio Spurs 117:102 Oklahoma City Thunder

San Antonio Spurs 117:102 Oklahoma City Thunder

fot: NBA

Spurs już dwukrotnie w tym sezonie wygrywali z OKC, z czego ostatnio dwa dni temu. Więc Thunder wzięli się do pracy od samego rozpoczęcia spotkania - cztery punkty na otwarcie zdobył Jalen Williams. Obie drużyny znakomicie weszły w mecz, czego dowodem jest wynik po zaledwie trzech minutach gry - 14:12 dla gospodarzy, Oklahomy. Szybkie tempo akcji tym razem sprzyjało Thunder (w poprzednich spotkaniach były wodą na młyn Spurs), którzy przez następne minuty utrzymywali kilkupunktowe prowadzenie, a sama gra toczyła się akcja za akcję. Przełom nastąpił dopiero na 66 sekund przed końcem kwarty, gdy po celnym rzucie z półdystansu, San Antonio wyszło na prowadzenie. Taki stan utrzymał się aż do syreny kończącej tę część spotkania, a wynik po niej to 41:36 dla Spurs.Początek drugiej nie przyniósł nam zmiany w odbiorze spotkania. W dalszym ciągu wysokie tempo, skuteczna ofensywa oraz minimalne prowadzenie gości. W połowie kwarty oba zespoły pokazały, że nie bez przyczyny są jednymi z najlepszych obron w lidze. Zobaczyliśmy więc kilka bardzo dobrych manewrów w defensywie, ale pojawiło się też sporo fauli. Lepiej w tej sytuacji odnaleźli się koszykarze San Antonio. Po raz pierwszy w tym meczu wyszli na 10-punktowe prowadzenie, a następnie podwyższając różnicę do 13 oczek, gdy zegar wskazywał 4:06 do przerwy. Końcówka kwarty to piękna wymiana ognia, z której zadowoleni mogą być koszykarze OKC. Zmniejszyli oni bowiem stratę do 9 oczek. 69:60 dla Spurs, których liderem w pierwszej połowie był niesamowity Fox - zdobywca 21 punktów.Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie, z tą różnicą, że obie drużyny broniły na całkiem niezłym poziomie. Jednak im dalej w las, tym Thunder totalnie nie mieli pomysłu jak zatrzymać wejścia rywali pod kosz, a różnica rosła, przykładowo do 17 punktów po 6 minutach. Dodatkowo sami nie potrafili przełamać się w ataku, pudłując mnóstwo rzutów. 7/26 z gry i 1/12 zza łuku w samej trzeciej kwarcie! To wszystko przełożyło się na to iż wraz z końcem trzeciej kwarty wynik wynosił SAS 95:79 OKC.W ostatnie 12 minut Thunder weszli z nową energią. Run 6:0 wlał sporo nadziei na korzystny wynik. Przerwa na żądanie i Spurs wrócili do swoich ustawień fabrycznych, grając mocno i skutecznie we wjazdach pod obręcz. Minęło 6 minut, a na SAS byli znowu +13. Końcówka spotkania nie obfitowała jednak w emocje. W Oklahomie brakowało lidera, nawet Shai nie był w stanie pociągnąć ze sobą drużyny, a Spurs byli ponownie za mocni. OKC w cały meczu trafiało tylko 38,9% rzutów z gry i 25% za trzy.Bardzo ciekawym jest iż San Antonio po raz trzeci w tym sezonie wygrywa z obecnymi mistrzami. Mają na nich pomysł, grają szybko, pod kosz, mocno zacieśniając swoją obronę. Z obowiązku występ Sochana: 1:12 na parkiecie w samej końcówce przy ustalonym wyniku meczu.Box Score:SAS 117:De'Aaron Fox: 29 PTS / 4 REB / 3 ASTVictor Wembanyama: 19 PTS / 11 REBOKC 102:Shai Gilgeous-Alexander: 22 PTS / 6 REB / 4 ASTIsaiah Hartenstein: 13 PTS / 12 REB / 3 AST

Spurs już dwukrotnie w tym sezonie wygrywali z OKC, z czego ostatnio dwa dni temu. Więc Thunder wzięli się do pracy od samego rozpoczęcia spotkania - cztery punkty na otwarcie zdobył Jalen Williams. Obie drużyny znakomicie weszły w mecz, czego dowodem jest wynik po zaledwie trzech minutach gry - 14:12 dla gospodarzy, Oklahomy. Szybkie tempo akcji tym razem sprzyjało Thunder (w poprzednich spotkaniach były wodą na młyn Spurs), którzy przez następne minuty utrzymywali kilkupunktowe prowadzenie, a sama gra toczyła się akcja za akcję. Przełom nastąpił dopiero na 66 sekund przed końcem kwarty, gdy po celnym rzucie z półdystansu, San Antonio wyszło na prowadzenie. Taki stan utrzymał się aż do syreny kończącej tę część spotkania, a wynik po niej to 41:36 dla Spurs.

Początek drugiej nie przyniósł nam zmiany w odbiorze spotkania. W dalszym ciągu wysokie tempo, skuteczna ofensywa oraz minimalne prowadzenie gości. W połowie kwarty oba zespoły pokazały, że nie bez przyczyny są jednymi z najlepszych obron w lidze. Zobaczyliśmy więc kilka bardzo dobrych manewrów w defensywie, ale pojawiło się też sporo fauli. Lepiej w tej sytuacji odnaleźli się koszykarze San Antonio. Po raz pierwszy w tym meczu wyszli na 10-punktowe prowadzenie, a następnie podwyższając różnicę do 13 oczek, gdy zegar wskazywał 4:06 do przerwy. Końcówka kwarty to piękna wymiana ognia, z której zadowoleni mogą być koszykarze OKC. Zmniejszyli oni bowiem stratę do 9 oczek. 69:60 dla Spurs, których liderem w pierwszej połowie był niesamowity Fox - zdobywca 21 punktów.

Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie, z tą różnicą, że obie drużyny broniły na całkiem niezłym poziomie. Jednak im dalej w las, tym Thunder totalnie nie mieli pomysłu jak zatrzymać wejścia rywali pod kosz, a różnica rosła, przykładowo do 17 punktów po 6 minutach. Dodatkowo sami nie potrafili przełamać się w ataku, pudłując mnóstwo rzutów. 7/26 z gry i 1/12 zza łuku w samej trzeciej kwarcie! To wszystko przełożyło się na to iż wraz z końcem trzeciej kwarty wynik wynosił SAS 95:79 OKC.

W ostatnie 12 minut Thunder weszli z nową energią. Run 6:0 wlał sporo nadziei na korzystny wynik. Przerwa na żądanie i Spurs wrócili do swoich ustawień fabrycznych, grając mocno i skutecznie we wjazdach pod obręcz. Minęło 6 minut, a na SAS byli znowu +13. Końcówka spotkania nie obfitowała jednak w emocje. W Oklahomie brakowało lidera, nawet Shai nie był w stanie pociągnąć ze sobą drużyny, a Spurs byli ponownie za mocni. OKC w cały meczu trafiało tylko 38,9% rzutów z gry i 25% za trzy.

Bardzo ciekawym jest iż San Antonio po raz trzeci w tym sezonie wygrywa z obecnymi mistrzami. Mają na nich pomysł, grają szybko, pod kosz, mocno zacieśniając swoją obronę. Z obowiązku występ Sochana: 1:12 na parkiecie w samej końcówce przy ustalonym wyniku meczu.

Box Score:

SAS 117:

De'Aaron Fox: 29 PTS / 4 REB / 3 AST

Victor Wembanyama: 19 PTS / 11 REB

OKC 102:

Shai Gilgeous-Alexander: 22 PTS / 6 REB / 4 AST

Isaiah Hartenstein: 13 PTS / 12 REB / 3 AST

Dallas Mavericks 116:126 Golden State Warriors

Dallas Mavericks 116:126 Golden State Warriors

fot: NBA

Pierwsze punkty w meczu zdobył Post po grze post up w mismatch. Początek jednak był dosyć powolny. Brakowało przyzwoicie rozegranych i wykończonych akcji. Warriors większość punktów zdobyli z linii rzutów osobistych, natomiast Mavs w szybkim ataku. W połowie kwarty zespoły jednak weszły w odpowiedni rytm. Moses Moody trafił trójkę (7 wcześniejszych prób GSW niecelnych), wyprowadzając swój zespół na prowadzenie 16:13. Końcówka kwarty to jednak kanonada gospodarzy zza łuku. Trzy celne rzuty oddał Horford, a jeden dołożył Melton. GSW wygrało 1Q w stosunku 40:28.W drugą część znakomicie weszli koszykarze Dallas, notując serię 8:0. Jednak mimo tego pojawiła się również zła wiadomość. Mianowicie Anthony Davis musiał udać się do szatni, gdyż poczuł ból w nodze podczas próby szybkiego ataku. Jak się potem okazało nie wrócił już do meczu. Przez następne minuty Warriors delikatnie zaczęli dominować, szczególnie skutecznie kończąc swoje akcje. Efektem tego, po 6 minutach kwarty przewaga ponownie była dwucyfrowa. Mavericks nie rzucali praktycznie za trzy, co pomagało Golden State zacieśnić obronę w pomalowanym. Sami w ofensywie grali natomiast bardzo zespołowo, kilkukrotnie kończąc efektowne alley-oppy. Na uznanie zasługuje liczba asyst Warriors w pierwszej połowie - . Dodatkowo zdobyli oni aż 14 punktów drugiej szansy (przy 2 Mavs). Po 24 minutach Golden State prowadzili 71:58.Tuż po przerwie swoje kolejne punkty zdobył Curry, tym samym zdobywając 26000 punktów w NBA. Również Warriors w całości dobrze się prezentowali, odskakując nawet na 17 oczek. Jednak po początkowych problemach po przerwie, Dallas weszło w rytm i w połowie kwarty zmniejszyli różnicę do jednej cyfry. Kolejne minuty to klasyczna gra punkt za punkt. To jednak powodowało impas w różnicy między obiema drużynami, która oscylowała w okolicach 10. Na koniec tej części wynik na tablicy prezentował się następująco: GSW 100:89 DAL.Wejście w ostatni fragment spotkania nie było udane ani z jednej, ani z drugiej strony. Oba zespoły zdobyły tylko po cztery punkty przez cztery minuty 4Q. Później jednak to Warriors mieli w dalszym ciągu problemy z wykończeniem akcji. Natomiast Mavs się przełamali i zniwelowali stratę do tylko 5 punktów na niecałe 7 minut do końca. Przerwa na żądanie jednak tchnęła powiew energii w szeregi Warriors, którzy odskoczyli na w miarę bezpieczną odległość 8 oczek. Poprzez nieobecność Davisa, coach Kidd zdecydował się również na grę niską piątką, co skutkowało brakiem "rim protectora" oraz dużą ilością skutecznych wejść pod kosz w wykonaniu rywali. Na niecałe 4 minuty przed końcową syreną trójkę trafił Curry (wcześniejsze 14 rzutów GSW było niecelne), a gospodarze zwiększyli prowadzenie do +11. Flagg i Williams starali się zbliżyć, jednak Warriors w pełni kontrolowali to spotkanie, nie pozwalając na podniesienie dramaturgii w tym spotkaniu. Trafienie Paytona II dające gospodarzą 13 punktową przewagę na 90 sekund do końca meczu, zakończyło walkę i emocje w tym meczu.Box Score:DAL:Cooper Flagg: 27 PTS / 6 REB / 5 ASTBrandon Williams: 26 PTS / 3 REB / 3 ASTGSW:Stephen Curry: 23 PTS / 4 AST / 3 REBJimmy Butler III: 14 PTS / 9 REB / 9 AST

Pierwsze punkty w meczu zdobył Post po grze post up w mismatch. Początek jednak był dosyć powolny. Brakowało przyzwoicie rozegranych i wykończonych akcji. Warriors większość punktów zdobyli z linii rzutów osobistych, natomiast Mavs w szybkim ataku. W połowie kwarty zespoły jednak weszły w odpowiedni rytm. Moses Moody trafił trójkę (7 wcześniejszych prób GSW niecelnych), wyprowadzając swój zespół na prowadzenie 16:13. Końcówka kwarty to jednak kanonada gospodarzy zza łuku. Trzy celne rzuty oddał Horford, a jeden dołożył Melton. GSW wygrało 1Q w stosunku 40:28.

W drugą część znakomicie weszli koszykarze Dallas, notując serię 8:0. Jednak mimo tego pojawiła się również zła wiadomość. Mianowicie Anthony Davis musiał udać się do szatni, gdyż poczuł ból w nodze podczas próby szybkiego ataku. Jak się potem okazało nie wrócił już do meczu. Przez następne minuty Warriors delikatnie zaczęli dominować, szczególnie skutecznie kończąc swoje akcje. Efektem tego, po 6 minutach kwarty przewaga ponownie była dwucyfrowa. Mavericks nie rzucali praktycznie za trzy, co pomagało Golden State zacieśnić obronę w pomalowanym. Sami w ofensywie grali natomiast bardzo zespołowo, kilkukrotnie kończąc efektowne alley-oppy. Na uznanie zasługuje liczba asyst Warriors w pierwszej połowie - . Dodatkowo zdobyli oni aż 14 punktów drugiej szansy (przy 2 Mavs). Po 24 minutach Golden State prowadzili 71:58.

Tuż po przerwie swoje kolejne punkty zdobył Curry, tym samym zdobywając 26000 punktów w NBA. Również Warriors w całości dobrze się prezentowali, odskakując nawet na 17 oczek. Jednak po początkowych problemach po przerwie, Dallas weszło w rytm i w połowie kwarty zmniejszyli różnicę do jednej cyfry. Kolejne minuty to klasyczna gra punkt za punkt. To jednak powodowało impas w różnicy między obiema drużynami, która oscylowała w okolicach 10. Na koniec tej części wynik na tablicy prezentował się następująco: GSW 100:89 DAL.

Wejście w ostatni fragment spotkania nie było udane ani z jednej, ani z drugiej strony. Oba zespoły zdobyły tylko po cztery punkty przez cztery minuty 4Q. Później jednak to Warriors mieli w dalszym ciągu problemy z wykończeniem akcji. Natomiast Mavs się przełamali i zniwelowali stratę do tylko 5 punktów na niecałe 7 minut do końca. Przerwa na żądanie jednak tchnęła powiew energii w szeregi Warriors, którzy odskoczyli na w miarę bezpieczną odległość 8 oczek. Poprzez nieobecność Davisa, coach Kidd zdecydował się również na grę niską piątką, co skutkowało brakiem "rim protectora" oraz dużą ilością skutecznych wejść pod kosz w wykonaniu rywali. Na niecałe 4 minuty przed końcową syreną trójkę trafił Curry (wcześniejsze 14 rzutów GSW było niecelne), a gospodarze zwiększyli prowadzenie do +11. Flagg i Williams starali się zbliżyć, jednak Warriors w pełni kontrolowali to spotkanie, nie pozwalając na podniesienie dramaturgii w tym spotkaniu. Trafienie Paytona II dające gospodarzą 13 punktową przewagę na 90 sekund do końca meczu, zakończyło walkę i emocje w tym meczu.

Box Score:

DAL:

Cooper Flagg: 27 PTS / 6 REB / 5 AST

Brandon Williams: 26 PTS / 3 REB / 3 AST

GSW:

Stephen Curry: 23 PTS / 4 AST / 3 REB

Jimmy Butler III: 14 PTS / 9 REB / 9 AST

Houston Rockets 119:96 Los Angeles Lakers

Houston Rockets 119:96 Los Angeles Lakers

fot: NBA

Spotkanie otworzył Eason, trafiając za trzy. Potem dorzucił jeszcze 4 oczka, a Rockets prezentowali się znacznie lepiej na starcie spotkania. Lakern natomiast mieli problem ze stratami, notując ich aż 5 przez pierwsze pięć minut gry. Wtedy to też Rakiety wyszły na pierwsze wysokie prowadzenie - 18:8. Koszykarze LA na moment się zbliżyli, dzięki otworzeniu swojego konta punktowego przez Doncicia. Było to jednak chwilowe, a swoją skuteczną ofensywą, Houston wypracowało przewagę po pierwszej kwarcie - 37:25.Druga ćwiartka zaczęła się dosyć leniwie, jednak z każdą upływającą sekundą, widzieliśmy poprawę w poczynaniach obu ekip, a szczególnie u Lakers. Gospodarzą, po blisko pięciu minutach gry w 2Q, udało się zniwelować stratę do jednej cyfry. Następnie spotkanie przerodziło się w pojedynek Doncicia i Vanderbilta przeciwko całej drużynie Rockets. W tym starciu nie było wygranych, więc wynik meczu dalej był kilka punktów na plusie dla Houston. Końcówka kwarty była mniej emocjonująca czy płynna, a spowodowane to było sporą ilością przewinień. Ostatecznie na przerwę schodziliśmy przy wyniku: HOU 63:53 LAL.Ważną informacją przed trzecią kwartą był fakt, iż Reaves nie wyszedł w pierwszej piątce (do końca nie zagrał). Natomiast jeśli chodzi o wydarzenia stricte na parkiecie to w drugiej połowie, ponownie Eason popisał się na starcie. Tym razem jednak udało mu się zaliczyć efektowny blok na Aytonie. W trzy minuty, Rockets zrobili run 10:3, osiągając najwyższy, 17-punktowe prowadzenie. Niemoc Lakers była ogromna, przez co w 6 minut zdobyli ledwie 3 oczka. Momentalnie miało to odzwierciedlenie w wyniku. Houston grało swój solidny atak i obronę i w połowie kwarty było już +23. Wówczas Jeziorowcy postawili twardą defensywę oraz zaczęli szybciej krążyć z piłką. Te elementy przyniosły jednak tylko minimalne odbicie się na koniec 3Q. Po 36 minutach wynik na tablicy był następujący: HOU 92:74 LAL.W czwartej kwarcie ciężar gry na swoje barki wziął LeBron James, jednak nie był w stanie zbliżyć swojego zespołu do rywali, a mimo upływu czterech minut różnica wciąż wynosiła 17 oczek. Kolejne cztery minuty i dalej stagnacja jeśli chodzi o wynik. 50 sekund później Eason zdobywając 2 punkty w kontrze, wyprowadził Rockets na +22 i tym samym zamknął to spotkanie. Pozostałą część spotkania rozegrali rezerwowi. Podsumowując Houston pokazało się z bardzo dobrej strony, pokazując zarówno to, co jest ich mocną stroną w tym sezonie: mocny atak, solidna defensywa, zbiórki w których zdemolowali Lakers w stosunku 48-25. Jeziorowcy tym meczem również udowodnili, iż mają duże braki jeśli chodzi o grę w obronie.Box Score:HOU 119:Amen Thompson: 26 PTS / 7 REB / 5 ASTKevin Durant: 25 PTS / 8 AST / 4 REBLAL 96:Luka Doncić: 25 PTS / 7 AST / 5 REBLeBron James: 18 PTS / 5 AST

Spotkanie otworzył Eason, trafiając za trzy. Potem dorzucił jeszcze 4 oczka, a Rockets prezentowali się znacznie lepiej na starcie spotkania. Lakern natomiast mieli problem ze stratami, notując ich aż 5 przez pierwsze pięć minut gry. Wtedy to też Rakiety wyszły na pierwsze wysokie prowadzenie - 18:8. Koszykarze LA na moment się zbliżyli, dzięki otworzeniu swojego konta punktowego przez Doncicia. Było to jednak chwilowe, a swoją skuteczną ofensywą, Houston wypracowało przewagę po pierwszej kwarcie - 37:25.

Druga ćwiartka zaczęła się dosyć leniwie, jednak z każdą upływającą sekundą, widzieliśmy poprawę w poczynaniach obu ekip, a szczególnie u Lakers. Gospodarzą, po blisko pięciu minutach gry w 2Q, udało się zniwelować stratę do jednej cyfry. Następnie spotkanie przerodziło się w pojedynek Doncicia i Vanderbilta przeciwko całej drużynie Rockets. W tym starciu nie było wygranych, więc wynik meczu dalej był kilka punktów na plusie dla Houston. Końcówka kwarty była mniej emocjonująca czy płynna, a spowodowane to było sporą ilością przewinień. Ostatecznie na przerwę schodziliśmy przy wyniku: HOU 63:53 LAL.

Ważną informacją przed trzecią kwartą był fakt, iż Reaves nie wyszedł w pierwszej piątce (do końca nie zagrał). Natomiast jeśli chodzi o wydarzenia stricte na parkiecie to w drugiej połowie, ponownie Eason popisał się na starcie. Tym razem jednak udało mu się zaliczyć efektowny blok na Aytonie. W trzy minuty, Rockets zrobili run 10:3, osiągając najwyższy, 17-punktowe prowadzenie. Niemoc Lakers była ogromna, przez co w 6 minut zdobyli ledwie 3 oczka. Momentalnie miało to odzwierciedlenie w wyniku. Houston grało swój solidny atak i obronę i w połowie kwarty było już +23. Wówczas Jeziorowcy postawili twardą defensywę oraz zaczęli szybciej krążyć z piłką. Te elementy przyniosły jednak tylko minimalne odbicie się na koniec 3Q. Po 36 minutach wynik na tablicy był następujący: HOU 92:74 LAL.

W czwartej kwarcie ciężar gry na swoje barki wziął LeBron James, jednak nie był w stanie zbliżyć swojego zespołu do rywali, a mimo upływu czterech minut różnica wciąż wynosiła 17 oczek. Kolejne cztery minuty i dalej stagnacja jeśli chodzi o wynik. 50 sekund później Eason zdobywając 2 punkty w kontrze, wyprowadził Rockets na +22 i tym samym zamknął to spotkanie. Pozostałą część spotkania rozegrali rezerwowi. Podsumowując Houston pokazało się z bardzo dobrej strony, pokazując zarówno to, co jest ich mocną stroną w tym sezonie: mocny atak, solidna defensywa, zbiórki w których zdemolowali Lakers w stosunku 48-25. Jeziorowcy tym meczem również udowodnili, iż mają duże braki jeśli chodzi o grę w obronie.

Box Score:

HOU 119:

Amen Thompson: 26 PTS / 7 REB / 5 AST

Kevin Durant: 25 PTS / 8 AST / 4 REB

LAL 96:

Luka Doncić: 25 PTS / 7 AST / 5 REB

LeBron James: 18 PTS / 5 AST

Minnesota Timberwolves 138:142 Denver Nuggets

Minnesota Timberwolves 138:142 Denver Nuggets

fot: NBA

Ostatni mecz podczas tegorocznego Christmas Day zaczęliśmy od fantastycznej trójki z rogu Jokicia. W następnych posiadaniach nie było już tak kolorowo i obie drużyny spudłowały kilka rzutów. Na pochwałę zasługiwała jednak szczelna obrona w wykonaniu Wolves, dzięki której zbudowali 5 oczek przewagi. W ataku brylował zaś Edwards, który w 6 minut zdobył 10 punktów. W późniejszej fazie kwarty, do odrabiania strat zabrał się Jokić. Pod jego wodzą Nuggets zanotowali serię 10:2 i wyrównali stan meczu. Końcówka przyniosła nam szybsze tempo gry i kilka widowiskowych akcji. Nie do zatrzymania był Jokić, czym wyprowadził gospodarzy na +3 z upływem 12 minut gry - 32:29.Drugą ćwiartkę zaczęliśmy od ekspresowo zdobytych 6 punktów przez koszykarzy Denver. Jednak chwilę później runem 9:0 odpowiedziała Minnesota, doprowadzając do wyrównania po 38. Seria punktowa trwała dalej aż do połowy 2Q, a Wolves dołożyli kolejne 8 oczek. Przełamanie dała trójka Murray'a. Następnie Nuggets złapali ponownie rytm i po kolejnych nieco ponad trzech minutach wyszli na jednopunktowe prowadzenie. Potem akcje toczyły się punkt za punkt i żadna z drużyn nie zdołała odskoczyć. Na przerwę schodziliśmy więc z wynikiem 57:55 dla Denver. Za pierwszą połowę trzeba wyróżnić Jokicia. Linijka statystyczna Serba za ten czas gry to 23 punkty, 8 zbiórek, 7 asyst i 2 bloki. Z drugiej strony trzeba wspomnieć o bolącym barku Edwardsa, który na pewno był dla niego utrudnieniem.Podobnie jak w drugiej, tak i w trzeciej kwarcie na otwarcie dostaliśmy szybkie 6 punktów od graczy Nuggets. 70 sekund później było przewaga po raz pierwszy urosła do 10 oczek. Denver kontynuowało dobrą grę a na 7:25 do końca 3Q, Jokic zanotował już triple-double. Timberwolves mieli problem ze skutecznością. W sześć minut trafili tylko 2 rzuty na 9 z gry, dokładając przy tym kilka osobistych. Nuggets w tym sammy momencie dołożyli dwie trójki i było już +16. Jednak po przerwie na żądanie, Minnesota dobrze zareagowała i runem 7:0 zmniejszyła różnicę. Ostatnie minuty przyniosły nam grę kosz za kosz, z której minimalnie lepiej wyszli koszykarze Denver. 92:78 na koniec trzeciej kwarty dla Nuggets, którzy w tej ćwiartce trafili 6/9 rzutów zza łuku.Wchodząc w ostatnie 12 minut spotkania, obie drużyny nastawiły dobrze swoje celowniki. Początek obfitował w celne rzuty, lecz to co najbardziej interesujące, czyli wynik, dalej wynosił mniej więcej 10 punktów. Im dłużej trwała kwarta, tym bardziej Denver kontrolowało przebieg i tempo. W jej połowie różnica między zespołami wynosiła już 15 oczek na korzyść Bryłek. Fenomenalnie grał duet - Jokić i Murray. To był ostatni dzwonek dla Timberwolves i go wykorzystali. Chwilę później po layupie Randla, Minnesota wróciła do jednocyfrowej straty. Leśne Wilki korzystały z nietrafionych rzutów gospodarzy, co napędzało ich ataki. Tym samym na 3:30 do końca ponownie Randle doprowadził do stanu 106:101 dla Denver. 30 sekund potem, Edwards sprowadził grę do różnicy jednego posiadania. W ostatnie 2 minuty meczu wchodziliśmy z 1 punktową przewagą Nuggets, jednak chwilę potem Murray oddał celny rzut zza łuku. Denver skutecznie wybroniło kolejne 2 akcje Wolves i na 47 sekund do końca podwyższyli prowadzenie do +6. Następnie Edward był faulowany przy rzucie za trzy i wykorzystał wszystkie rzuty osobiste. 30 sekund do końca. Denver grali długą akcję, jednak w samej jej końcówce stracili piłkę. Szybki atak spod kosza wykończył McDaniels, a wynik wskazywał DEN 113:112 MIN na 4,8 sekundy do końca. Jokić był faulowany, lecz wykorzystał oba rzuty wolne. W odpowiedzi heroiczną trójkę z rogu oddał Edwards i doprowadził do dogrywki!W doliczony czas gry dobrze weszła ekipa z Minneapolis, notując run 9:0. To jednak nie był koniec. Nuggets trafili dwie trójki i dalej byli w grze. Na 80 sekund do końca mieliśmy remis po 126. Gdy wydawało się, że Wolves będą mieli okazję do łatwych punktów po przechwycie Goberta, coach Adelman wziął challenge, który okazał się skuteczny. Dodatkowo wyfaulowany został francuski center. 49 sekund do końca a my mamy dalej remis po 128. Kluczowa była kolejna akcja, w której Murray trafił za trzy, a do końca pozostało tylko 35 sekund. Watson wybronił, a Jokić był faulowany. Trafił tylko jeden rzut osobisty a w odpowiedzi wsadem skończył Edwards. Mieliśmy 132:130 dla Denver, a pozostało 25 sekund. Wtedy zagotował się młody lider Wolves i dostał "technika". Jokić wykorzystał przysługujący rzut. Przy wyprowadzeniu piłki Serb był faulowany, a Edwards po raz kolejny wyłapał "technika" i musiał opuścić mecz. Koszykarze Nuggets celnie wykonywali rzuty osobiste i tak wyglądała cała końcówka meczu. Minnesota faulowała, jednak przez skuteczność Denver nie byli w stanie zagrozić im. Koniec spotkania przy wyniku 142:138.Box Score:MIN 138:Anthony Edwards: 44 PTS / 6 REB / 3 AST / 3 STLJulius Randle: 32 PTS / 7 REB / 6 AST / 3 STLDEN 142:Nikola Jokić: 56 PTS / 16 REB / 15 ASTJamal Murray: 35 PTS / 10 AST

Ostatni mecz podczas tegorocznego Christmas Day zaczęliśmy od fantastycznej trójki z rogu Jokicia. W następnych posiadaniach nie było już tak kolorowo i obie drużyny spudłowały kilka rzutów. Na pochwałę zasługiwała jednak szczelna obrona w wykonaniu Wolves, dzięki której zbudowali 5 oczek przewagi. W ataku brylował zaś Edwards, który w 6 minut zdobył 10 punktów. W późniejszej fazie kwarty, do odrabiania strat zabrał się Jokić. Pod jego wodzą Nuggets zanotowali serię 10:2 i wyrównali stan meczu. Końcówka przyniosła nam szybsze tempo gry i kilka widowiskowych akcji. Nie do zatrzymania był Jokić, czym wyprowadził gospodarzy na +3 z upływem 12 minut gry - 32:29.

Drugą ćwiartkę zaczęliśmy od ekspresowo zdobytych 6 punktów przez koszykarzy Denver. Jednak chwilę później runem 9:0 odpowiedziała Minnesota, doprowadzając do wyrównania po 38. Seria punktowa trwała dalej aż do połowy 2Q, a Wolves dołożyli kolejne 8 oczek. Przełamanie dała trójka Murray'a. Następnie Nuggets złapali ponownie rytm i po kolejnych nieco ponad trzech minutach wyszli na jednopunktowe prowadzenie. Potem akcje toczyły się punkt za punkt i żadna z drużyn nie zdołała odskoczyć. Na przerwę schodziliśmy więc z wynikiem 57:55 dla Denver. Za pierwszą połowę trzeba wyróżnić Jokicia. Linijka statystyczna Serba za ten czas gry to 23 punkty, 8 zbiórek, 7 asyst i 2 bloki. Z drugiej strony trzeba wspomnieć o bolącym barku Edwardsa, który na pewno był dla niego utrudnieniem.

Podobnie jak w drugiej, tak i w trzeciej kwarcie na otwarcie dostaliśmy szybkie 6 punktów od graczy Nuggets. 70 sekund później było przewaga po raz pierwszy urosła do 10 oczek. Denver kontynuowało dobrą grę a na 7:25 do końca 3Q, Jokic zanotował już triple-double. Timberwolves mieli problem ze skutecznością. W sześć minut trafili tylko 2 rzuty na 9 z gry, dokładając przy tym kilka osobistych. Nuggets w tym sammy momencie dołożyli dwie trójki i było już +16. Jednak po przerwie na żądanie, Minnesota dobrze zareagowała i runem 7:0 zmniejszyła różnicę. Ostatnie minuty przyniosły nam grę kosz za kosz, z której minimalnie lepiej wyszli koszykarze Denver. 92:78 na koniec trzeciej kwarty dla Nuggets, którzy w tej ćwiartce trafili 6/9 rzutów zza łuku.

Wchodząc w ostatnie 12 minut spotkania, obie drużyny nastawiły dobrze swoje celowniki. Początek obfitował w celne rzuty, lecz to co najbardziej interesujące, czyli wynik, dalej wynosił mniej więcej 10 punktów. Im dłużej trwała kwarta, tym bardziej Denver kontrolowało przebieg i tempo. W jej połowie różnica między zespołami wynosiła już 15 oczek na korzyść Bryłek. Fenomenalnie grał duet - Jokić i Murray. To był ostatni dzwonek dla Timberwolves i go wykorzystali. Chwilę później po layupie Randla, Minnesota wróciła do jednocyfrowej straty. Leśne Wilki korzystały z nietrafionych rzutów gospodarzy, co napędzało ich ataki. Tym samym na 3:30 do końca ponownie Randle doprowadził do stanu 106:101 dla Denver. 30 sekund potem, Edwards sprowadził grę do różnicy jednego posiadania. W ostatnie 2 minuty meczu wchodziliśmy z 1 punktową przewagą Nuggets, jednak chwilę potem Murray oddał celny rzut zza łuku. Denver skutecznie wybroniło kolejne 2 akcje Wolves i na 47 sekund do końca podwyższyli prowadzenie do +6. Następnie Edward był faulowany przy rzucie za trzy i wykorzystał wszystkie rzuty osobiste. 30 sekund do końca. Denver grali długą akcję, jednak w samej jej końcówce stracili piłkę. Szybki atak spod kosza wykończył McDaniels, a wynik wskazywał DEN 113:112 MIN na 4,8 sekundy do końca. Jokić był faulowany, lecz wykorzystał oba rzuty wolne. W odpowiedzi heroiczną trójkę z rogu oddał Edwards i doprowadził do dogrywki!

W doliczony czas gry dobrze weszła ekipa z Minneapolis, notując run 9:0. To jednak nie był koniec. Nuggets trafili dwie trójki i dalej byli w grze. Na 80 sekund do końca mieliśmy remis po 126. Gdy wydawało się, że Wolves będą mieli okazję do łatwych punktów po przechwycie Goberta, coach Adelman wziął challenge, który okazał się skuteczny. Dodatkowo wyfaulowany został francuski center. 49 sekund do końca a my mamy dalej remis po 128. Kluczowa była kolejna akcja, w której Murray trafił za trzy, a do końca pozostało tylko 35 sekund. Watson wybronił, a Jokić był faulowany. Trafił tylko jeden rzut osobisty a w odpowiedzi wsadem skończył Edwards. Mieliśmy 132:130 dla Denver, a pozostało 25 sekund. Wtedy zagotował się młody lider Wolves i dostał "technika". Jokić wykorzystał przysługujący rzut. Przy wyprowadzeniu piłki Serb był faulowany, a Edwards po raz kolejny wyłapał "technika" i musiał opuścić mecz. Koszykarze Nuggets celnie wykonywali rzuty osobiste i tak wyglądała cała końcówka meczu. Minnesota faulowała, jednak przez skuteczność Denver nie byli w stanie zagrozić im. Koniec spotkania przy wyniku 142:138.

Box Score:

MIN 138:

Anthony Edwards: 44 PTS / 6 REB / 3 AST / 3 STL

Julius Randle: 32 PTS / 7 REB / 6 AST / 3 STL

DEN 142:

Nikola Jokić: 56 PTS / 16 REB / 15 AST

Jamal Murray: 35 PTS / 10 AST