RZUTZA3.PL PLK5-MINUT-O-ZESPOLACH-KTORE-NA-TEN-MOMENT-NIE-DOWOZA
5 minut o zespołach, które na ten moment nie dowożą
5 dni temu
"Airball" to termin w koszykówce oznaczający rzut, który całkowicie chybia celu - nie trafia w obręcz ani tablicę. Innymi słowy jest to rzut przestrzelony lub niedolot. Dół tabeli PLK po 4. rozegranych kolejkach pełen jest drużyn, które zasługują na miano airballi, bo zdecydowanie nie dolatują do obręczy zawieszonej przez konkurencję.
Odwróć tabelę - Stalówka na czele!
Niechlubne ostatnie miejsce w tabeli OBL zajmuje Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski. Drużyna, której występy w ekstraklasie do samego startu sezonu stały pod wielkim znakiem zapytania. Ostatecznie udało się naprędce zbudować skład - w dużej mierze z tego, co zostało na transferowym rynku. Bilans 0:4 nie do końca oddaje stan faktyczny drużyny, ponieważ w meczach z silniejszymi rywalami typu: Legia, King czy zaskakująco dobra w tym sezonie Arka - zawodnicy Stalówki mieli naprawdę dobre momenty. Wielkopolanie w najbliższym czasie, będą mieli szansę na poprawienie swojej sytuacji - czekają ich mecze z sąsiadami z dolnych lokat tabeli, czyli: Krosnem i Toruniem. Dodatkowo jest szansa na urwanie punktów od grających bardzo nierówno Czarnych Słupsk i Startu Lublin. Lepsza okazja w najbliższym czasie może się nie powtórzyć, więc lepiej żeby to nie był airball.

OBL to nie jest I Liga
Miasto Szkła Krosno, czyli tegoroczny ligowy beniaminek - nie ma szczęścia do ekstraklasy. Pierwsze cztery domowe mecze przyniosły bilans 0:4. Za każdym razem czegoś zabrakło... Przede wszystkim szczęścia w meczu z Wicemistrzem Polski, zakończonym różnicą jednego punktu na korzyść gości, czy konsekwencji w spotkaniu z Toruniem, w którym Krosno wygrało pierwszą kwartę 31:14, ale ostatecznie po raz kolejny poniosło porażkę. Powiew optymizmu wniosło ostatnie spotkanie na własnym parkiecie z Górnikiem Wałbrzych. Drużyna z Dolnego Śląska konsekwentnie od początku sezonu prezentuje skuteczność na poziomie amatorki, więc trener Edmunds Valeiko zastosował obronę strefową, z którą goście kompletnie nie potrafili sobie poradzić. Krosno pewnie wygrało mecz przewagą aż 16 punktów i być może to właśnie ten bodziec, który pozwoli beniaminkowi na wkroczenie na właściwe tory.
Miasto Szkła Krosno, czyli tegoroczny ligowy beniaminek - nie ma szczęścia do ekstraklasy. Pierwsze cztery domowe mecze przyniosły bilans 0:4. Za każdym razem czegoś zabrakło... Przede wszystkim szczęścia w meczu z Wicemistrzem Polski, zakończonym różnicą jednego punktu na korzyść gości, czy konsekwencji w spotkaniu z Toruniem, w którym Krosno wygrało pierwszą kwartę 31:14, ale ostatecznie po raz kolejny poniosło porażkę. Powiew optymizmu wniosło ostatnie spotkanie na własnym parkiecie z Górnikiem Wałbrzych. Drużyna z Dolnego Śląska konsekwentnie od początku sezonu prezentuje skuteczność na poziomie amatorki, więc trener Edmunds Valeiko zastosował obronę strefową, z którą goście kompletnie nie potrafili sobie poradzić. Krosno pewnie wygrało mecz przewagą aż 16 punktów i być może to właśnie ten bodziec, który pozwoli beniaminkowi na wkroczenie na właściwe tory.

Twardy piernik do zgryzienia
Mistrz Polski, Wicemistrz Polski oraz finalista Pucharu Polski. Wydawałoby się, że najgorsze jest już za Piernikami, a wygrana z Krosnem, choć tylko 7 punktami, jest niczym światełko w tunelu - mimo fatalnej pierwszej kwarty. W najbliższą niedzielę przekonamy się czy goście ze Słupska nie zgaszą toruńskiego promyka nadziei i w tunelu znów zapanuje kolor Czarny. Póki co, patrząc na fakt z kim rozegrali pierwsze mecze bilans 1:3 jest absolutnie wytłumaczalny, a kolejne zwycięstwa wydają się być kwestią czasu. Jeśli jednak się tak nie stanie, sztab będzie miał twardy orzech do zgryzienia. A może piernik?

Tabele, statystyki i wyniki, a test oka
"Niedomówienia, kłamstwa i statystki" jak mawiał Mark Twain, nieprzypadkowo zestawiając te trzy słowa ze sobą. Tabela - tabelą, ale test oka prawdę Ci powie. A w przypadku PLK mówi, że niekoniecznie drużyny, które zajmują ostanie lokaty, są najsłabszymi w lidze - na ten moment. Pierwszym z brzegu przykładem mogą być GTK Gliwice, które mimo że mają bilans taki sam jak Dziki Warszawa (1:3) swoją grą pokazują, że jeśli sezon kończyłby się w październiku lub listopadzie, to mogą powalczyć o bilet do pierwszej ligi. Kolejną drużyną która jeszcze do końca sama nie wie, po której stronie mocy chce się znaleźć są Czarni Słupsk. Bilans 2:2 - ale poziom i gra jest tutaj tak mocno w kratkę jak szkocki kilt zasłaniający blade cztery litery. Francis Okoro dający całe 4 punkty na mecz i Luc Junior Etou, który już zakończył karierę w słupskiej drużynie (2,3 pkt/mecz) to dwa niewypały okienka transferowego. Na szczęście Czarni mają apetyt na więcej i nie zwlekają z przyznaniem się do błędu i próbą poprawy. Anwil i hit transferowy tego lata - A.J. Slaughter również zapowiadali się lepiej niż to wygląda do tej pory. Bilans 2:2 i średnia punktowa Slaughtera wynosząca 7,5 punktu na mecz to z pewnością nie to czego oczekiwali kibice we Włocławku. W tym przypadku jednak, wiedząc jakiej klasy jest to zawodnik i drużyna, należy się spodziewać rychłej poprawy, choć najbliższy mecz wyjazdowy do lidera tabeli - Legii Warszawa - do najłatwiejszych nie będzie należał.
Nosił Górnik razy kilka...
Zeszłoroczny beniaminek ma za sobą świetny start. Bilans 3:1, a w zasadzie już 3:2 to coś o czym marzyło wiele drużyn. Ale czy na pewno? Wałbrzych zaczął sezon od 3 zwycięstw, jednak nie były to zwycięstwa łatwe, miłe i przyjemne. Mecz otwarcia w Zielonej Górze rozstrzygnęła dogrywka. Derby Dolnego Śląska, mimo zbudowanej 10-punktowej przewagi na 2 minuty przed końcem, rozstrzygnąć musiał szalony gamewinner Cabbila. W meczu z Dzikami, znów nerwowa końcówka. Słaba skuteczność Dzików zza łuku i błąd sędziów w ostatniej akcji przechyliły szalę zwycięstwa na korzyść Górnika. Ale kolejne mecze wyjazdowe: do Sopotu zakończony porażką 84:77 i Krosna 86:70 pokazały, że bilans w przypadku wałbrzyskiej drużyny równie dobrze mógłby wyglądać na 0:5, a o innym rezultacie zadecydował łut szczęścia. Biało-niebiescy rozpoczęli rozgrywki z fatalną statystyką rzutów zza łuku, którą zawyża Lovell Cabbil (11/31 prób). Reszta składu do rzutów z dystansu potrzebuje psa przewodnika lub białej laski. Wiele do życzenia pozostawia jeden z liderów drużyny - Ike Smith, który w tym sezonie rzuty z dystansu trafia na poziomie 6,3% i to tylko dzięki temu, że w meczu z Krosnem trafił swoją pierwszą trójkę (w piątym meczu sezonu!). Do tej pory było to całe 0 na 15 prób. Już nawet nikt nie próbuje blokować jego rzutów, bo obrońcy wolą zająć lepszą pozycję do zbiórki. Dodając do tego statystkę rzutów wolnych ledwo przekraczającą 50% (dokładnie 57,1%) - mamy obraz gracza, przy którym rodzi się pytanie: czy powinien grać w ekstraklasie? Na szczęście drużynowi koledzy kręcą porównywalne statystki, co dobrze tuszuje niedoskonałości lidera. Wystarczy spojrzeć na statystkę +/-. Wśród graczy, którzy spędzają średnio na parkiecie ponad 15 minut najlepiej wypada Kacper Marchewka, który zdobywa średnio porywające 1,4 punktu na mecz i wspomnianą statystkę na ma poziomie aż +1,0. Najgorsze, że wśród sztabu szkoleniowego nie widać pomysłu na poprawę tego stanu rzeczy. Trener Andrzej Adamek w poprzednim sezonie, zebrał ekipę graczy którzy stworzyli ciekawy kolektyw, a swoim zaangażowaniem nadrabiali braki. W tym sezonie da się odczuć, że na parkiecie brakuje zrozumienia, chemii i pomysłu na grę. Akcje są wolne i kończą się rzutami z nieprzygotowanych pozycji lub (o zgrozo!) zza łuku. Brakuje pomysłu na wykorzystanie atutów sprowadzonych do Wałbrzycha zawodników. Na konferencjach prasowych wałbrzyski szkoleniowiec rozkłada bezradnie ręce. Zaliczka w postaci trzech zwycięstw, daje pewien margines błędu, ale wałbrzyscy kibice nie wybaczają braku woli walki i zaangażowania - widocznego w wyjazdowym meczu w Krośnie, dlatego czas zacząć szychtę ciężkiej pracy!
Zeszłoroczny beniaminek ma za sobą świetny start. Bilans 3:1, a w zasadzie już 3:2 to coś o czym marzyło wiele drużyn. Ale czy na pewno? Wałbrzych zaczął sezon od 3 zwycięstw, jednak nie były to zwycięstwa łatwe, miłe i przyjemne. Mecz otwarcia w Zielonej Górze rozstrzygnęła dogrywka. Derby Dolnego Śląska, mimo zbudowanej 10-punktowej przewagi na 2 minuty przed końcem, rozstrzygnąć musiał szalony gamewinner Cabbila. W meczu z Dzikami, znów nerwowa końcówka. Słaba skuteczność Dzików zza łuku i błąd sędziów w ostatniej akcji przechyliły szalę zwycięstwa na korzyść Górnika. Ale kolejne mecze wyjazdowe: do Sopotu zakończony porażką 84:77 i Krosna 86:70 pokazały, że bilans w przypadku wałbrzyskiej drużyny równie dobrze mógłby wyglądać na 0:5, a o innym rezultacie zadecydował łut szczęścia. Biało-niebiescy rozpoczęli rozgrywki z fatalną statystyką rzutów zza łuku, którą zawyża Lovell Cabbil (11/31 prób). Reszta składu do rzutów z dystansu potrzebuje psa przewodnika lub białej laski. Wiele do życzenia pozostawia jeden z liderów drużyny - Ike Smith, który w tym sezonie rzuty z dystansu trafia na poziomie 6,3% i to tylko dzięki temu, że w meczu z Krosnem trafił swoją pierwszą trójkę (w piątym meczu sezonu!). Do tej pory było to całe 0 na 15 prób. Już nawet nikt nie próbuje blokować jego rzutów, bo obrońcy wolą zająć lepszą pozycję do zbiórki. Dodając do tego statystkę rzutów wolnych ledwo przekraczającą 50% (dokładnie 57,1%) - mamy obraz gracza, przy którym rodzi się pytanie: czy powinien grać w ekstraklasie? Na szczęście drużynowi koledzy kręcą porównywalne statystki, co dobrze tuszuje niedoskonałości lidera. Wystarczy spojrzeć na statystkę +/-. Wśród graczy, którzy spędzają średnio na parkiecie ponad 15 minut najlepiej wypada Kacper Marchewka, który zdobywa średnio porywające 1,4 punktu na mecz i wspomnianą statystkę na ma poziomie aż +1,0. Najgorsze, że wśród sztabu szkoleniowego nie widać pomysłu na poprawę tego stanu rzeczy. Trener Andrzej Adamek w poprzednim sezonie, zebrał ekipę graczy którzy stworzyli ciekawy kolektyw, a swoim zaangażowaniem nadrabiali braki. W tym sezonie da się odczuć, że na parkiecie brakuje zrozumienia, chemii i pomysłu na grę. Akcje są wolne i kończą się rzutami z nieprzygotowanych pozycji lub (o zgrozo!) zza łuku. Brakuje pomysłu na wykorzystanie atutów sprowadzonych do Wałbrzycha zawodników. Na konferencjach prasowych wałbrzyski szkoleniowiec rozkłada bezradnie ręce. Zaliczka w postaci trzech zwycięstw, daje pewien margines błędu, ale wałbrzyscy kibice nie wybaczają braku woli walki i zaangażowania - widocznego w wyjazdowym meczu w Krośnie, dlatego czas zacząć szychtę ciężkiej pracy!

Niezatapialni... jak Titanic
Początek sezonu to trudny okres dla kibica koszykówki w Polsce. Drużyny mocno przebudowywane w każde lato, po króciutkim okresie przygotowawczym, zostają wrzucone na głęboką wodę rozgrywek. Niektóre - te z dolnych lokat tabeli - od razu idą na dno i liczą na to, że uda im się od niego odbić. Czasem tak się zdarza, a czasem wbijają się w muł, w którym pozostają aż do końca sezonu zasadniczego. Inne początkowo utrzymują się na powierzchni, by po chwili zacząć opadać na swój właściwy pułap. Tak właśnie wygląda sytuacja wśród niektórych drużyn ze środka tabeli. Za to część teamów sprawia wrażenie niezatapialnych i to właśnie między nimi rozstrzygają się najciekawsze bitwy morskie o mistrzostwo. Legia i Trefl na ten moment to drużyny, które jako jedynie nie poznały smaku porażki i utrzymały bilans 4:0.
Oprócz drużyn, które na pierwszy rzut oka wyglądały na całkiem porządne jednostki pływające, są jeszcze zawodnicy po których spodziewano się znacznie więcej, a zamiast profesjonalnego delfinka - póki co, pływają pieskiem. Przykładem może być Luc Junior Etou - już były zawodnik Czarnych Słupsk, który totalnie rozczarował. 9 punktów w 4 meczach w 63 minuty na parkiecie - nie tego oczekujemy po zagranicznych graczach sprowadzanych do naszej ligi, ale to już historia na zupełnie inny artykuł...